piątek, 16 września 2016

The Hidden "friend"

Często pisze posty w weekend'y "na zapas", gdyż zdarza się, że przez liczne obowiązki szkolne po prostu nie mam czasu napisać czegoś konkretnego w ciągu tygodnia. Ten zwyczaj tak zapadł mi w pamięć i stał się taką rutyną, że nawet w wakacje staram się mieć kilka postów do publikacji w "pogotowiu". Tę notkę najprawdopodobniej też opublikuję dużo później, niż ją napisze. Data jest ważna, chociaż nie wiem w sumie, dlaczego. 



W środę, 3 sierpnia 2016r, podczas powrotu z zajęć pole dancing'u rowerem, słuchania najnowszej wtedy piosenki Seleny Gomez "Kill Em With Kindness" naszły mnie pewne rozmyślania. 
Patrząc na liche statystyki mojego bloga, największą popularnością, odkąd został  opublikowany 24 stycznia 2016 roku, cieszy się post "Jak najdalej od anoreksji". Przed rozpoczęciem tworzenia tej notki jeszcze raz go przeczytałam. Ciężko, ciężko ... Bardzo bolesne wspomnienia. 



Uświadomiłam sobie, że naprawdę byłam szczera. W tamtym tekście nareszcie byłam naprawdę szczera. Napisałam tylko, cytuje samą siebie "Musiał minąć rok, by
cała sprawa o mnie ucichła. Przytyłam 5 kg i mój organizm oraz życie wróciło do normy. Nadal uważam na to, co jem, ale nie mam diety i jem wszystko, na co najdzie mnie apetyt."
Jeżeli miałabym się czepiać, to tylko tych trzech zdań. Nie są one do końca prawdziwe. W tamtej notce przedstawiłam wam moją osobistą historie. Nie opisałam jej jednak prawdziwej - "jej", mojej dobrej znajomej, anoreksji. Minęło jeszcze więcej czasu odkąd, powiedzmy częściowo odeszłam od tej choroby. Teraz mogę spojrzeć na całą tę sprawę z dość dużej odległości czasowej.



Pierwszy i ostatni wniosek - anoreksja zostanie z tobą na zawsze. Ja tak naprawdę nigdy nie pogrążyłam się w tej chorobie maksymalnie, gdyż moje otoczenie - rodzina i znajomi bardzo szybko pomogli mi się "obudzić". Zawsze mówię, że byłam jedną nogą w piekle. Gdyby nie ich wsparcie pewnie teraz leżałabym pod kroplówką w szpitalu psychiatrycznym. Wracając do wystawionego przeze mnie wniosku - wiele osób mówi o anoreksji jak o chorobie fizycznej. Utrata wagi, podkrążone oczy, apatyczność i wiele więcej zewnętrznych objawów. Są to jednak tylko skutki tej choroby. 


Anoreksja to choroba psychiczna. Osobą, które nigdy nie miały z nią styczności bardzo łatwo jest oceniać, nazywając chorych - chudymi patykami, czy wychudzonymi psycholami. Twierdzą, że nie ma nic trudnego w przytyciu, a chorzy najwyraźniej tego nie chcą. Otóż to - chorzy pragną z całej siły przytyć, by w końcu ich życie wróciło znów do normalności. Czasem nawet pragną być znowu grubsi, byle by zdrowi. Tylko, że te cele bardzo trudno zdobyć przez taką osobę chorą na anoreksje. Zapytacie, a to dlaczego ? 



 Nie bez powodu porównałam anoreksje do mojej dobrej znajomej. Chorzy mają wrażenie, że coś siedzi w ich głowie, czy też tuż za nią i mówi. "Kochana koleżanka" mówi, aż zbyt dużo. To ten głos nie pozwala chorym wyjść z choroby. Osoba pragnie zjeść, dajmy na to czekoladę, a "koleżanka" od razu interweniuje - "To jest bardzo kaloryczne, przytyjesz !" Zazwyczaj wtedy słuchamy głosu i rezygnujemy z kalorycznej przekąski. Tak jest też w przypadku wielu innych czynności. Podczas obiadu - by nie zjeść zbyt dużej ilości ziemniaków, czy zamiast dwóch kotletów zjeść jednego. "Znajoma" nakazuje przestać smarować chleb masłem, bo ono i tak nie jest smaczne, a za to bardzo kaloryczne. Po co więc je używać ?




Osoby podejmujące walkę z anoreksją próbują się sprzeciwiać. Często, w moim przypadku kończyło się to jeszcze gorzej. Owszem, zjadłam tę cholerną czekoladę, ale za to głos nie dawał mi spokoju i wzbudzał wielkie poczucie winy. Ostatecznie, dnia następnego nie zjadłam nic, a nic. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeśli uda się już takiej osobie choć trochę przytyć, to anoreksja zrobi wszystko by znów schudł. 



Minęły już ponad dwa lata, a mnie moja "znajoma" nadal uporczywie się trzyma. Jest ze mną codziennie - od rana do nocy. Nakazuje mi się ciągle ważyć, wsypywać mniej musli na śniadanie każdego poranka, myśleć o tym, że moje postępowanie może spowodować zbyt wielki wzrost wagi. Wnioskuje dlatego, że choroba ta nigdy ostatecznie nie daje spokoju. Zawsze, nawet tłamsząc w sobie ten głos, on z nami pozostanie, czekając na chwilę naszej słabości psychicznej, by finalnie znów ją wykorzystać na swoją korzyść.



 Zwróćcie uwagę na to, że moja choroba nie zaczęła się na dobre, nie wciągnęła mnie ostatecznie, a głos tak bardzo mnie dręczy. Mogę sobie tylko wyobrażać okropne "koleżanki" osób, które walczą z anoreksją bardzo długi czas ... Ja sama ciągle wewnętrznie walczę. Pragnę przytyć i powoli mój głos słabnie. Straszne jest też to, iż przez długi czas sama przed sobą nie przyznawałam się, że mam problem. Nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli ...



Śmieszne, bo dziś jedząc czekoladę miałam w planach skonsumowanie trzech kostek i kiedy chciałam już sięgnąć po czwartą, głos mojej "koleżanki" kazał mi sprawdzić kaloryczność w przeliczeniu na jedną kostkę, abym zobaczyła jak bardzo dużo ma ona kalorii. Chciał mnie złamać. Chciał wzbudzić poczucie winy. Zjadłam ją, pomimo tego, że dręczył mnie dalszą część dnia. Dlatego też może zaczęłam dziś pisać tę notkę, na znak tego, iż chce go stłamsić, że chce zacząć w końcu prowadzić. 



Jak zawsze post o moich wewnętrznych przemyśleniach wyszedł dość długi, ale myślę, że osoby zainteresowane, które nie czytają tego, a potem komentują dla zwiększenia liczby swoich obserwatorów z chęcią poczytają trochę moich wypocin. Podsumowując - anoreksja to największa kurwa jaka istnieje i która nigdy nie odjedzie. 


Do tego postu wybrałam jedną z sesji, która czekała w "poczekalni" i idealnie dopasowuje się do treści. Przedstawia bowiem więcej nagiego ciała. Bandamka na szyi - ostatnio bardzo modna ozdoba. Stanik od stroju kąpielowego, a w nim moje niewidoczne cycki, które pomimo wszystko zaczynam już akceptować. Biała i zwiewna koszula, jako delikatny dodatek do całej stylizacji. Spodenki, które zrobiłam sama ze starych dzwonów mojej mamy oraz niebieskie włosy ufarbowane tymczasowo pianką od Venit'y - Trendy Mousse Color . Widoczne są nawet lekko już zmyte tatuaże z henny, które samodzielnie zrobiła mi moja utalentowana koleżanka, Marika. Dodatkowo, to chyba pierwsza sesja, w której tak bardzo widać mój nowy, czy też już troszkę stary kolczyk w pępku, którego postępowanie w gojeniu widzieliście, lub nie na moim snapchacie ---> wersquu.
Post o tej samej tematyce ----> TUTAJ! 


Koszula|H&M - lump|     Stanik od stroju kąpielowego|H&M|     Spodenki|DIY|     Okulary|CROPP|     Bandamka|No name|     Klapki|New Yorker|

Co sądzicie o stylizacji ?

Jak odnosicie się do moich własnych odczuć dotyczących anoreksji oraz do całej tej choroby ?  



Zapraszam do pozostałych postów:
Welcome to the ... ZOO !
#Aliexpress haul cz.3
TIME




Najnowsze wieści z mojego życia codziennego i sekrety bloga na snapie: wersquu


8 komentarzy :

  1. mega wyglądasz :) no i miło Cię poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz bardzo fajne włosy. :) Podobają mi się te szorty.
    Obserwuję.

    mój blog :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę udanej walki z "kolezanka". To Ty zwyciężysz! :)
    nataliapfotografia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Post o tej tematycie jest często spotykany na blogsferze, lecz często piszą to osoby, które nic nie wiedzą na dany temat, jednak po twoim poście śmiało mogę powiedzieć, ze masz talent do pisania, w taki sposób, ze aż chce się czytać. Piszesz tak, że każda osoba, która również przyjaźni się z twoją koleżanką, może bardziej ,,byłą'' koleżanką, pomyśli coś na temat tej przyjaźni i jak najszybciej ją skończy. :)

    julia-skorupka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za wszystkie komentarze !
Dzięki nim mam więcej chęci do działania :D

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.